Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A gdzież jest pani „attache“? — spytał Waldemar.
Panna Rita rozejrzała się.
— Trestka? Jakto, niema go tu jeszcze?
Wszyscy się zaśmiali.
Podczas obiadu Rita mówiła do Stefci:
— Moja ciocia przysyła pani pełno życzeń. Nawet Dobrzysia śle pani ukłony choć ją mało zna.
— Chyba wcale. Któż to taki? — pytała Stefcia.
— Panna do towarzystwa cioci.
— Ach, prawda! Zapomniałam.
— Bajeczna Dobrzysia z bajeczną twarzą, bo ma wąsy i brodę — żartował Waldemar.
— Niech pan nie kpi, to wielka pańska przyjaciółka, wiecznie pana chce swatać.
— Z taką samą z wąsami?
— Nie, ale z Bar...ską.
Waldemar ściągnął brwi, lecz odpowiedział ze śmiechem:
— Przedstawię jej innego kandydata.
Panna Rita parsknęła krótkim śmiechem i zaczęła znowu trzepać:
— Dla pana nie wiozę nic od księżnej, bo nie wiedziałam, że go tu zastanę.
— Dziś obowiązkowo.
— Przecież pan jest nieprzyjacielem wszelkich „szopek imieninowych“?
— Są okoliczności, w których to określenie nie ma zastosowania.
— A! za... pewne!...
Obiad przeszedł wesoło. Pod koniec zjawił się nieodzowny Trestka, powitany żartami i wybuchem wesołości.
Grano w tennisa. Stefcia z Trestką przegrali partję przeciw Waldemarowi i pannie Ricie.
Wówczas partnerzy zmienili się. Waldemar stanął obok Stefci, mówiąc coś do niej z zajęciem. Trestka, patrząc na nich, szepnął do sąsiadki:
— Żałuję, że nie mam aparatu. Zdjąłbym ich w obecnem stadium.
— Następne może być ciekawsze — brzmiała głucha odpowiedź.
— Nie sądzę.
— Dlaczego?
— ca nʻira pas plus haut.
Panna Rita roześmiała się głośno.
— To dowodzi, że nie znasz pan ordynata. Ale ja go znam i... wiele przeczuwam.
W tem ordynat zawołał:
— Zaczynajmy! Co tam spiskujecie?
— Odzwierciedlamy was — rzekł Trestka.
— Pod każdym względem — dodała Rita.
Waldemar pokazywał Stefci uszkodzoną rakietę, nie słyszeli więc ostatnich słów. Trestka podszedł bliżej do panny Rity i spytał poważnie:
— Pani mówi: pod każdym względem? Tam panuje obopólna harmonja. Czy mogę to wziąć za nadzieję?...
Zaśmiała się ironicznie.
— Pan przecież nie wierzy w stałość tamtej harmonji.