Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Strzał huknął. Stefcia drgnęła, podniosła głowę i, bystro patrząc poprzez dym, zawołała:
— A co, panie Trestka, trafione?...
— Parfaitement! w sam środek. Co prawda, duże koło to nie czerwony as! Czemu pani nie strzelała do asa? O to chodziło.
— Nie chciałam — odparła krótko.
— Bała się pani kompromitacji? — zapytała z intencją Rita.
Stefcia zapłonęła.
— Nie narażałam się na nią.
Waldemar śledził ich nieznacznie. Zrozumiał wszystko.
— Teraz ja, va banque! rzekła panna Rita.
Huknął drugi strzał.
— Trafione napewno! — zawołała.
Trestka zrewidował tablicę.
— Ani trochę! Mówiłem, że to nie dla pani cel. Trzeba było słuchać.
Młoda panna zacięła wargi.
— A więc jeszcze raz panna Stefanja! Koniecznie!
— Ja panią zastąpię! — podchwycił Waldemar.
Nim kto zdołał zaprzeczyć, chwycił flower, przymierzył i wypalił. Tablica zadygotała, rozszczepiła się na dwoje i spadła w trawę z przebitym na wylot asem.
Waldemar zwrócił się do Stefci z miną zupełnie obojętną, jakby nie rozumiejąc o co im głównie chodziło.
— Strzelałem w pani imieniu — rzekł z lekkim ukłonem.
Stefcia pokręciła głową.
— Nie chciałabym być pańskim przeciwnikiem w pojedynku. Strzela pan, jak Nemrod.
— A ja przeciwnie! — rzekł Trestka. — Jak mi życie obrzydnie, to pana wyzwę. Przynajmniej odrazu buch na tamtę stronę.
— Trzymaj się pan tej — pewniejsza! — zaśmiał się Waldemar.
Panna Rita bez słowa odeszła w głąb lasu.
Na obiad nie chciano wracać do zamku. Ordynat urządził nową niespodziankę. Gdy całe towarzystwo szło w stronę rzeki, bo Trestka głosował za łapaniem ryb, nagle zabrzmiał głośny, melodyjny dźwięk trąb.
Zatrzymali się wszyscy zdumieni.
— Co to znaczy? co to za sygnał?
— Zaproszenie na obiad! — oświadczył Waldemar. — Służę państwu.
I podał ramię księżnej Podhoreckiej.
Pośród rozłożystych dębów, w cieniu, na polance, towarzystwo ujrzało długi stół zastawiony do obiadu. Naokoło wysokie słupy, strojne w dębowe wieńce i chorągiewki z barwami Michorowskich, pozawieszane w poprzek polanki, tworzyły rodzaj sklepienia nad stołem; bielizna stołowa tkana w herby i desenie, przedstawiające sceny myśliwskie. Srebra, kryształy, porcelana, wszystko z myśliwskimi inicjałami. Krzesła z rogów łosi. Kosze z owocami na stole miały podstawy z rogów jeleni. Przez baldachim z wieńców i liści słońce rzucało drgające plamy na bogactwo stołu, nadając mu wygląd jeszcze świetniejszy. Zamiast lokajów stał szereg strzelców zwierzynieckich, przeznaczonych do obsługi, w strojnej liberji, z pistoletami i nożami. Dowodził nimi główny kamerdyner zamkowy. Między drzewami przeświecała altana płócienna, przeznaczona dla służby i kucharzy.