Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/099

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Cóż państwo tak wolno jadą? — wołał książę Podhorecki.
— Nie spodziewaliśmy się was dogonić — dodał pan Maciej.
Waldemar zgarnął lejce w jedną rękę, drugą z batem oparł na poręczy kozła za plecami Stefci i, wychylony przed nią, zawołał wesoło:
— Mieliśmy na drodze katastrofę.
— Katastrofę? Jaką?
— Zbuntowała nam się panna Rita.
Był rozbawiony, szare oczy śmiały mu się, usta płonęły, z pod nastrzępionych wąsów błyskały zęby. Zgrabnie przegięty, pełen szykownej a niedbałej elegancji, miał w sobie coś junackiego. Pyszny w swej postaci magnata pociągał oczy wszystkich.
Przy nim Stefcia biała i różowa, wiotka i dziwnie wdzięczna, również pełna uśmiechów, wyglądała bardzo ładnie. Razem tworzyli parę niesłychaną. Obie księżne przyglądały im się ciekawie, z drugiego powozu pani Elzonowska przez swe typowe szpareczki i hrabina przez lornetkę. Hrabinę dotknęło, że Stefcia siedzi obok ordynata.
Po odezwaniu się Waldemara panna Rita stanęła w breku i, machając rękawiczką, zaczęła wołać:
— Niech państwo nie wierzą. Ordynat jest dziś anormalny, plecie jak w malignie.
— Jak to? Czy nie zrobiła mi pani awantury?...
Rita zaczęła się tłomaczyć, a w tem wycedziła hrabina Ćwilecka.
— Kiedyż nareszcie dojedziemy do Głębowicz. Szalony kawał.
— Chwytam wiorsty rozpaczliwie i pozostało nam już tylko pięć — Odrzekł Waldemar.
— A! to dobrze!
— Więc nie traćmy czasu. Do widzenia!
— Za pół godziny.
— O ile nie będzie nowego strajku panny Rity żartował ordynat.
— Panie, bo się zemszczę!
— Byle nie w tej chwili.
— Brek ruszył naprzód, powozy jechały wolniej. Młoda księżna mówiła do męża po cichu:
— Uważałeś jaka to ładna para: Waldy i panna Stefanja? Une trés belie filie.
— Widziałem, że są rozpromienieni.
— O czem mówicie? — spytała starsza księżna.
— O młodej parze na koźle breku.
— A tak! — Waldy jest jak odrodzony.
— A ona kwitnie — dodał pan Maciej.
— Dopełniają się wzajemnie.
Inna rozmowa toczyła się w powozie.
Hrabina rzekła z gniewem do pani Idalji:
— Wiesz? To jest natręctwo tej dziewczyny.
— Co? — spytała pani Idalja.
— No, to... to... pakowanie się na kozioł obok ordynata.
— Słyszałaś, co mówiła Rita? Ciągnęli węzełki.
— Już tylko ty jej nie broń. Jest arogantka! Dziwię się, że pozwalasz na jej wybryki.
— Nie widzę żadnych. C’est une noble filie, Lucia ją bardzo kocha.
Pani Idalja była dziś w wyjątkowo dobrym humorze. Spostrzegła to hrabina i już nic więcej nie powiedziała, zaczęła tylko sapać z irytacji.