Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

silnie. Wierzchówka, poczuwszy rękę, zwolniła pęd. Wówczas ordynat jął zrzędzić:
— Miałem panią za co chwalić! Ładnie, bardzo ładnie!...
Stefcia oddycha szybko, trochę blada i przestraszona, ale uśmiechnęła się do niego wesoło:
— Powinien pan chwalić, bo zamiast spaść, siedzę na siodle. Nawet nogi ze strzemion wyjęłam.
— Umyślnie?
— Tak, na wszelki wypadek.
— No, wie pani, że nie posądzałem pani, jako nowicjuszki, o tyle przytomności. Brawo! brawo! a ja pędziłem jak warjat. Włosy mi na głowie powstawały na myśl, że pani może spaść.
Stefcia spostrzegła, że był blady i widocznie przerażony. Chciała mu podać rękę, ale on miał obie zajęte, więc szepnęła gorąco:
— Bardzo panu dziękuję, bardzo... i przepraszam.
— Za co?
— Za... zmęczenie.
— Prędzej za to, że się wystraszyłem jak żak, co mi się nie często zdarza.
— I cóżby mi się stało, gdybym spadła? przeszłabym chrzest konnej jazdy.
— Pani jest jeszcze wielki dzieciak...
Nadjechała panna Rita, Trestka i masztalerze.
— Uf mam tremę z powodu pani! — wołał młody hrabia. — Pędziliśmy tak, że ledwo żyję. Jeśli dostanę ataku sercowego, to będzie pani winna, tembardziej, że nie jestem tu potrzebny, jak widzę.
— Panie hrabio, zakończenie psuje efektowną całość — rzekła Stefcia z udaną powagą.
Panna Szeliżanka winszowała jej dzielnego trzymania się na koniu, poczem skręcili na pole do żniwiarzy.
Ogromny pas złotej pszenicy chylił się posłusznie przed żniwiarkami. Samowiązałki sunęły równo, wyrzucając gotowe snopki; dalej widniał rząd przegiętych dziewczyn i kobiet w kraśnych spódnicach i białych koszulach; sierpy migały w ich burakowych rękach; postępowały raźno; naprzód z uznojnemi czołami, lecz pieśnią na ustach. Wielka praca rąk, mechanizm maszyn i bogate łany nadawały polu wygląd bardzo postępowy. Wozy długie, mocne, zaprzężone w rosłe, spasione komie, przeważnie gniadej maści, zabierały gotowe kopy, zwożąc je do stodół po folwarkach i do lokomobil, młócących wśród pól. Fornale, ogromne chłopy, w białych płóciennych ubiorach i słomkowych kapeluszach, mieli typowy wygląd tubylców.
Gdy konne towarzystwo zbliżało się do samowiązałek, podjechał do nich rządca, również na koniu, młody człowiek i energiczny. Skłonił się z wesołą swobodą. Ordynat przedstawił go paniom.
— Pan Ostrożecki, mój pomocnik, więcej, moja prawa ręka.
— Tylko lewa, panie ordynacie — odrzekł wesoło rządca.
Panie skinęły głowami z uśmiechem.
— A gdzie są panowie praktykanci? — zapytał Waldemar.
— Zostawiłem ich bliżej rezydencji. Ze mną są dwaj ekonomowie z Brzozowa i Romnów.
— A samowiązałki nie psują się? Mechanik dobry?
— Znakomity! jak najlepszy Anglik.