Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rośliny. Panna Rita, w długiej amazonce, oparta o szyby cieplarni, przyglądała się jej z uwagą. Dziwił ją ogrodnik, który patrzał na Stefcię, jak w tęczę. Stary ten człowiek, od niepamiętnych lat zajmujący stanowisko w Słodkowcach, był wiecznie ponury i najczęściej nie mówił, ale burczał na wszystkich. Tylko Waldemar posiadał łaski, a teraz i Stefcia zdołała je pozyskać.
Panna Rita myślała o Stefci.
— Czy ona może być porównaną do tych kwiatów cieplarnianych?... Stanowczo nie. Ona to kwiat bujny, pełen życia, ogrzewany słońcem, a nie sztucznem ciepłem. Kwiat wdzięczny, z delikatnym i orzeźwiającym zapachem, niepodobny do wazonowych, sztywnie poprzywiązywanych do palików. My jesteśmy obrazem tych kwiatów — myślała dalej Rita — wzięci w ramy naszej sfery, jak one w wazony, przymocowani do naszych przesądów, jak one do palików.
— O czem pani tak rozmyśla — zapytała Stefcia.
— Myślę, że pani jest ogromnie różna od tych doniczkowych roślin. Pani przypomina stepy, usiane kwiatami, raźne, buńczuczne, a pełne poezji i rzewnej muzyki.
Stefcia zaśmiała się.
— Porównanie zbyt pochlebne dla mnie, ale ładne — rzekła.
— To nie moje porównanie, tylko ordynata. Jeszcze pawią mało znałam, kiedy pan Waldemar określił mi ją w ten sposób. A! otóż oni.
Nadeszli panowie. Trestka patrzał na Stefcię z podniesioną głową, Waldemar szedł zamyślony. Rita odezwała się do niego:
— Czy pamięta pan porównanie panny Stefanii do ukwieconego stepu? Ja dziś przyznaję panu słuszność zupełną.
Michorowski spojrzał na pannę Ritę, potem na Stefcię i spytał:
— Dlaczego to pani dziś przyszło na myśl?
— Bo panna Stefanja wśród tych kwiatów przypomina bardziej, niż kiedykolwiek łąkę.
— Nie, zawsze stepy — rzekł Waldemar — bujne, szerokie stepy ukraińskie. Łąka — to ciasne określenie. Pani ma w sobie coś lotniejszego.
Zrobił szeroki ruch ręką.
— Ee! moi państwo, to już za wiele komplementów.
— Pani tak mówi w celu wywołania jeszcze większych — rzekł Waldemar przekornie i poszedł do oranżerii.
Gdy się oddalił, Trestka poprawił dwoma palcami binokle i zawołał z miną znawcy:
— Mnie przyszło na myśl inne porównanie. Oto panna Rita jest jak posąg Pallas Ateny. Tylko brak pani tarczy, hełmu i dzidy. Ale wszystko to posiada pani... moralnie — rzekł z zagadkowym uśmiechem.
— Bardzo mnie to cieszy. To znaczy, że moralną dzidą ranię pana, moralną tarczą bronię się przed panem i... co tam jeszcze moralnego posiadam więcej? Zresztą dość o tem! Teraz pannę Stefanję proszę porównać do jakiej bogini.
— Panna Stefanja jest jak Wenus, która świeżo wyszła z piany morskiej.
— A pan jak Satyr, któremu nie brak złośliwości — odparła Stefcia.
— Doskonale! i rogów niech pani doda — zawołała roześmiana panna Rita. — Pan jest niemożliwy, panie Trestka. Już widzę, że nigdy nie nauczą pana dobrego smaku. Jakże można było porównać mnie do