Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niedołęstwo losu? Bo skoro ja się podobam takiemu Trestce, to widać niewiele więcej jestem warta od niego. A w takim razie on powinien mieć wzajemność. Czy nie mam racji?
— Ale cóż znowu! — zawołała Stefcia. — Pan Trestka nie wart nawet podnieść oczu na nią.
Tyle szczerości było w jej słowach, że panna Rita z życzliwością przypatrywała się jej przez chwilę.
— Pani ma dobry gust! Ja sama wiem, że jestem więcej warta od niego, chociaż znowu nie tak dalece, jak pani mówi. Dobrego gustu dowiodła pani również, odtrącając Prątnickiego. To typ bardzo nie ciekawy i także nie wart pani.
Stefci przykro się zrobiło. Odrzekła z prostotą:
— Nie, pani, ja go nie odtrąciłam. To tylko okoliczności złożyły się dla mnie szczęśliwie.
— Ale inicjatywa zerwania od pani wyszła?
— Nie, zerwał mój ojciec.
— Który go zapewne lepiej zna?
— Niewątpliwie.
— Bądź co bądź za usunięcie tego pana ze Słodkowic należy się ordynatowi wdzięczność. A czy pani wie, jaki jest główny powód wyjazdu Prątnickiego? — Domyśla się pani?
— Główną przyczyną była Lucia i zabiegi Prątnickiego — odpowiedziała zagadnięta.
Uśmiech przemknął się po ustach Rity.
— Tak się to mówi. Ale to znaczy, że pani nic nie wie. Prątnicki usunięty jedynie dla pani.
— Dla mnie?!
— Tak, a raczej z powodu pani. On pani dokuczał, co gniewało ordynata a denerwowało pana Macieja. Nie mogli na to pozwolić. Jedna Idalka była wierna, ale kto ją zna, ten wie, że inną być nie potrafi. Ta kobieta ma ciało i kości, lecz wątpię, czy ma krew... chyba tak błękitną, że aż zwodniała. W ostatniej chwili oburzyły ją zamiary tego pana, jednak przedtem bawił ją znakomicie. Wyprawił go stąd głównie pan Waldemar. Mogę panią śmiało zapewnić, że w obu Michorowskich ma pani wielkich, wyjątkowych przyjaciół.
Nacisk na wyrazie „wyjątkowych“ nie podobał się Stefci. Odrzekła żywo:
— Wdzięczną im jestem bardzo, ale chyba i pani Elzonowska mi sprzyja?
— Ona panią bardzo lubi, a Lucia rozkochana w pani.
— To dobra dziewczyna. Biedactwo! ma do mnie trochę żalu za wyjazd Prątnickiego, odgaduje, że rozmawiałam o tem z panem Maciejem.
— Ech! to dziecinada! — zawołała panna Rita — prędko się zaczęło i prędko się skończy.
— Daj Boże! Zawsze mnie to martwi.
Dochodziły do cieplarni. Stary ogrodnik podlewał kwiaty wazonowe, dopomagała mu czereda ogrodniczków. Słońce zaszło za drzewa parku, spływając ognistą kulą coraz niżej, różowa łuna oświecała kwiaty, lśniła na szybach cieplarni.
Stefcia zaczęła pokazywać Ricie ulubione kwiaty, wymieniając nazwy. Ożywiona, uśmiechnięta, podnosiła ciężkie doniczki, wąchając