Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niestety nie.
Pani Idalja wybuchnęła:
— Gdyby Prątnicki był z naszej sfery, lecz niestosowny jako partja wówczas inaczejbym się na to zapatrywała, ale tak...
— A tak wolno im się kochać? No to może wolno im będzie pobrać się? — spytał z ironją.
— Drażnisz mnie, mój drogi!
— Ja tylko pytam. Więc jemu wolno z nią flirtować, jej wolno kochać się. Ciocia na to pozwala, on to widzi. No i nie bądźże tu w dobrym humorze. To jest kwintesencja jego dzisiejszej przejażdżki. Pełen dobrych myśli pojechał karemi końmi, a cioci zadysponował gniade. uważając, że przyszła teściowa może ustąpić w takiej drobnostce.
— Waldy, co ty mówisz?
— Nic więcej, tylko prawdę.
— Ależ... Czyżby?... — zastanowiła się.
— Tak, tak... to właśnie! — zawołał Waldemar, podchwytując myśl ciotki, która nagle zbladła.
— On śmiał marzyć o Luci?
— O! dlaczegożby nie? On jest bardzo odważny.
— To niemożliwe!... Nie. nie! Toby było szczytem zuchwalstwa! mówiła pani Idalja wzburzonym głosem.
— Moja ciociu! On miał twoją protekcję, czegóż potrzeba więcej? Może śmiało powiedzieć: veni, vidi, vici — drwił Waldemar.
Ciotka spojrzała na niego.
— Skąd wiesz o tem, Waldy? — spytała nieufnie.
— Od dziadka, który jest lepszym badaczem od cioci. Zresztą sam widzę dużo.
Pani Elzonowska poruszyła się gwałtownie na krześle.
Waldemar chodził po pokoju. Myśli rozsadzały mu głowę. Przedewszystkiem jedna: że choćby nawet Prątnicki był innym człowiekiem i kochał Lucię, nie danoby mu jej dlatego, że należy do „niższej“ sfery społecznej.
— Co za barbarzyński przesąd! — mówił sobie w duchu. — Więc ona, Elzonowska, nie może zostać żoną Prątnickiego dla nazwiska. Jakież to dzikie!... I ja sam do tego dopomagam. Dajmy na to, że dla wielu przyczyn. Za Prątnickim nie przemawia nic, prócz dziecinnego zadurzenia się Luci. Lecz gdyby Prątnicki był innym człowiekiem, nie byłoby w Słodkowcach Stefci... I tu także inna sfera... Przekleństwo! — szepnął do siebie.
Baronowa ocknęła się z odrętwienia.
— Powiedz mi, Waldy, dlaczego mówiłeś przed chwilą, że ja i ten... Prątnicki zrobiliśmy ci przysługę — spytała.
Waldemar przesunął ręką po czole, jakby odpędzając od siebie natrętne myśli.
— Bo ja czekam sposobności, żeby uwolnić się od niego.
— Ach! rozumiem! I sposobność znalazłeś. To bardzo dobrze!
— Chyba ciocia nie myśli, że głównym powodem będzie jego spacer dzisiejszy.
— A cóż więcej?
— Jakto co? Czy ciocia życzy sobie, aby on tu nadal pozostał?
— Wobec tego, o czem się dowiedziałam, broń Boże! Ale przecież mu wyraźnie drzwi wskazać nie możesz.