Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/066

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciebie to razi, co mówię. Ale i ty nie jesteś wolną od goryczy życia i na ciebie padł cień ogólnej epidemji... analizy... Całość zbadałaś w szczegółach i cierpisz, zawiodłaś się. A co nie kwiat, prawda? Łodyga, prosta łodyga... i trochę śmiecia. Tu rozbiór przydał się. Gorzej byłoby, gdyby nastąpił po niewczasie. Gdyby tak los sprzyjał wszystkim zawsze w porę, byłoby mniej niedoli na ziemi.
— O czem pan mówi? — szepnęła Stefanja z dreszczem trwogi.
Zagadnięty spojrzał na nią badawczo.
— Czy nieszczera, czy głupia? — pomyślał.
— Moje dziecko, powtarzam, że może ci to niepotrzebnie mówię. Widzę, że mnie nie rozumiesz.
— Ależ owszem, rozumiem, tylko...
— Tylko co?
— Boję się, czy mnie pan zrozumie.
Uśmiech błysnął na ustach staruszka.
— Przepraszam pana — rzekła cicho dziewczyna, nie chcąc go dotknąć.
— Nic nie szkodzi, moje dziecko, ale zaraz musisz mi się tłómaczyć. Widzisz, jestem starym człowiekiem, lecz mam dobre oczy i bardzo jeszcze świeżą wrażliwość. Zwłaszcza jeśli kto jest mi sympatyczny, odczuwam każdą przykrość, czy też przyjemność, jakiej on doznaje. Otóż w tobie zauważyłem wielką zmianę... domyślasz się zapewne. Widzę, że cię to męczy, nawet szkodzi twemu zdrowiu. I ty doznałaś zawodu, analizując. Przekonałaś się, że on niewart twych myśli, że to nie brylant, ale prosty pomalowany kamyk, prawda?
— Tak, panie — odrzekła wzruszona — ale przyczyną tego nie jest moja. własna analiza, lecz okoliczności. W owych czasach brałam go. jakim był, wierząc, że jest właśnie brylantem.
— W jakich czasach? — spytał staruszek z naciskiem.
— W czasach, kiedy kochałam się w nim. To był dziecinny szał.
— A teraz już minął?
— Jest mi najzupełniej obojętny.
— Czy jesteś szczerą ze mną, moje dziecko?
W głosie pana Macieja czuć było nieufność.
— Nie byłabym szczerszą z rodzonym ojcem.
Starzec wziął jej rękę i przysunął do siebie, a gdy ona ze czcią pochyliła mu się do ramienia, pocałował ją w głowę.
Wdzięczna za ten objaw życzliwości, Stefcia gorąco ucałowała raz jeszcze ramię pana Macieja.
A on zaczął wesoło zrzędzić:
— No i patrzcie! Ta panienka wyprowadziła mnie starego w pole, gdyż byłem przekonany, że dawne czasy, o jakich mówiłaś, istnieją jeszcze: że poznajesz go lepiej i cierpisz nad tem, że ideał zaczyna się zacierać i przybiera formy bardzo pospolite. A ty traktujesz go na zimno. Ale czemuż jesteś tak zmieniona, niespokojna, nieledwie mógłbym powiedzieć, że wyglądasz, jakbyś się czegoś obawiała.
Zagadnięta tak obcesowo, zawahała się, czy powiedzieć o Luci. Starzec dopomógł jej, bo rzekł znowu:
— A zwłaszcza od paru dni jesteś nieswoja. Dziś nawet płakałaś. I Lucia jakaś dziwna... Bardzo mnie to zastanawia. A ty nie domyślasz się powodu? Bądź szczera.
Stefcia postanowiła powiedzieć wszystko.