Strona:PL Mniszek Helena - Trędowata 01.pdf/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Za co? Takie to piękne, dobre, inteligentne!
Waldemar wzruszył ramionami.
— Prawdopodobnie za to samo, za co i ona mnie. Czy ja wiem za co? Mniejsza o to. Muszę jechać, konia dawno oprowadzają. W nocy zajadę do Głębowicz. Za tydzień przyjeżdżam z praktykantem, ku wielkiemu zadowoleniu cioci.
— Jakto! wcześniej nie będziesz?
— Zapewne. Mam dużo zajęcia.
Pan Maciej uścisnął serdecznie wnuka.
— Jakże ty sam pojedziesz? Czemu nigdy nie weźmiesz masztalerza?
— Nie lubię mieć ze sobą gapia.
— Weź stajennego.
— Ależ, dziadziu! czyż jestem dzieciak, żebym się miał bać nocy?
Uścisnął dziadka, wyprostował swą męską postać i zaśmiał się głośno.
— Idę pożegnać Lucię. Ale czy mnie nie zrzuci ze schodów?
— Dajże spokój. Idalka śpi. Pożegnam ją od ciebie.
— Tem lepiej. Do widzenia!
Waldemar wyszedł z gabinetu.
Pan Maciej widział przez okno, jak wskoczył na konia i ruszył kłusem. Za nim w podskokach biegł duży, pyszny dog Pandur, ulubieniec ordynata.
W bramie Waldemar, spotkał Stefcię i Lucię, wracające ze spaceru. Lucia zaczęła coś mówić, a Stefcia na jego ukłon odpowiedziała skinieniem głowy i szła wolno w głąb dziedzińca, nie uważając na niego. Lucia wkrótce podążyła za nią.
Waldemar stał w bramie, patrząc uporczywie na Stefcię, dopóki nie znikła mu z oczu. Wówczas uderzył konia spicrózgą, świsnął na psa i pomknął, jak wicher.
Pan Maciej uśmiechnął się.
— Mówi, że jej nie cierpi, a jednak interesuje go — szepnął do siebie.




IV.

Życie Stefci płynęło w Słodkowcach spokojnie. Lekcje, rozmowy z Lucią, muzyka, spacer i czytanie wypełniało każdy dzień.
Panią Idalję Stefcia widywała najczęściej przy, stole, w innych godzinach dnia można ją było spotkać w gabinecie. Rozłożona wygodnie na szeslongu, lub na bujającym fotelu, czytała, ciągle czytała. Na stolikach, konsolach, krzesłach walało się pełno dzieł Jakóba Rousseau’a, Zoll, Dumasa, Bourgeta, nawet Voltaira obok Rochefoucauld’a i Chateaubrianda. Najwięcej książek francuskich — czasem błysnął Dickens, Walter Scott lub zamajaczył Shakespeare. Niemieckie tomy spotykały się rzadko, z polskich ani jednego. Pani Elzonowska wystarczała sobie najzupełniej. Córkę oddała pod opiekę Stefci, rzadko udzielając jej posłuchania. Ojca pana Idalja odwiedzała jedynie w chwilach dobrego humoru, grywając z nim w szachy. W takich razach znosiła nawet obecność pana Ksawerego, codziennego partnera.
Bywały dnie, że pod wpływem wrażeń, zaczerpniętych z literatury, stawała się przesadnie czułą dla córki, ojca, nawet dla Stefci. Z miłym uśmieszkiem wypytywała jej, czy jej czego nie brak i po takim występie