Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ogród cudów wszelakich, czaru świata słowo;
Seraj zmiennych rozkoszy, kędy miłość wciąż
Przeplata kruczy całus pieszczotą znów płową —
I gdzie bez przerw ta kolej wije się jak wąż;

Krajobraz coraz nowy — biegunów, zwrotników,
Gdzie za skwarami łata idą śniegi zim;
Golf, gdzie duszę usypia, śród ciepłych wietrzyków-,
Fala — senną swą pieśnią, maszty — skrzypem swym;

Wonie pieprzów i lilij, malw słodkich i mięty;
Świeżość pieczar podziemnych i simumów żar;
Zwinność żmij, dumę równą z dzikiemi zwierzęty;
Wieczny — wciąż nowych niebios uśmiechnięty czar...

O Jedyna! Chanaan! Ziemio aromatów-!
Szedłem: zjawiłaś mi się w różaności zórz,
Od której twe kontury nabrały szkarłatów, —
Jak wyspa marmurowa, pod zachód, śród mórz.

I poznałem cię, jeszcze nie widząc cię, Żono,
Coś miała me marzenia pod swe jarzmo zgiąć,
Dać zmysłom czarę ekstaz jeszcze niespełnioną
I wyludnić me niebo, by sobie je wziąć!

Niech dni płyną! Nazawsze jam twój, twój poddany,
I zawsze widzę, lśniące ponad trosk mych gmach,
Twe oczy płomieniste, twych ust pąk różany,
Jak faros zapalony w oceanu mgłach!




EDMOND HARAUCOURT. CHANAAN.