Strona:PL Miriam - U poetów.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W serce nieubłagane i twarde jak skała.
Skończone moje — ciesz się — błagania i jęki...
Nieszczęśliwy! na pastwę Erynnij paszczęki,
Suk rozjadłych twej matki, mą klątwą cię święcę!
Co noc krew moją ciepłą żłopać będziesz w męce;
Od ranka do wieczora śmiertelne rzężenie
Matki słyszeć wciąż będziesz i pierzchać szalenie,
Jak zwierz dziki, ścigany przez psów sfory gończe.
Wstrzymaj się chwilę! Czekaj. Zaraz wszystko skończę.
Wreszcie — tak! wiedz i o tem. Niech to szał twój zdwoi
I zgrozę... Tak, ze zbrodni ja chlubię się swojej:
Drogim był mi bohater, co mrze śród posoki!
Śmierć zadałam Atrejdzie, cięłam jego zwłoki
Na kęsy! Czemuż swego nie skończyłam dzieła,
Czemu-m, mordując ojca, syna pominęła!
Or. rzuca się na nią i zabija ją. Masz! Masz! Umrzyj
więc! Przerwij ohydne lamenty!
Klit. postępuje chwiejąc się kilka kroków w tył. Stało
się... Zabiłeś mię... Ach!... Ach!...

Pada — Podnosząc się nawpół:

Bądź przeklęty!

Pada martwa.

Or. Mrzyj nędzna! Tchnieniem święte kalałaś powietrze.

X.
Orestes, trup Klitajmnestry, Elektra.

El. Bracie! co-ś zrobił? Zgroza! Jej zbrodnie są bledsze.
Niż twój czyn... To twa matka!
Or. Bogi! I ty zatem?
Płaczesz nad tą kobietą?
El. Niestety! nad bratem,
Co straszny mi, a drogi! Jakiż Bóg w surowe
Ręce twe dał tę wrogą, lecz i świętą głowę?