Strona:PL Mirbeau - Pamiętnik panny służącej (1923).djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Temu drogiemu dziecku... wynajdziemy dobre miejsce.
My wszystkie byłybyśmy ich „drogiemi dziećmi“. W oczekiwaniu na ito dobre miejsce, każde z tych drogich dzieci było zajęte pracą według swego uzdolnienia.
Jedne brano do kuchni i gospodarstwa, inne pracowały w ogrodzie, kopały ziemię jak robotnicy.
Ja zabrałam się natychmiast do szycia, ponieważ siostra Bonifaca orzekła, że mam delikatne palce i minę dystyngowaną. Zaczęłam naprawiać spodnie dla jałmużników i skarpetki dla kapucynów.
Naprawdę, że nie przypominały one tych, jakie nosił pan Ksawery...
Wkrótce powierzono mi roboty mniej duchowne, zupełna profanacją, robotę nad cienką i elegancką bielizną; znalazłam się więc w swoim żywiole... Miałam do czynienia z ślubnemi wyprawami, z bogatemi wyprawkami dla niemowląt, robotami powierzonemi dobrym siostrom przez miłosierne i bogate panie, które zajmowały się dobroczynnością.
Pomimo wstrząśnień, jakie przeszłam, pomimo złego pożywienia, spodni jałmużnika, braku swobody, pomimo, iż odgadywałam przykry wyzysk, odczułam tam prawdziwą słodycz w tej ciszy, w tym spokoju... Nie rozumowałam zbytnio... Potrzeba modlitwy była we mnie. Wyrzuty sumienia, z powodu prowadzenia się dawnego, pobudzały mnie do żarliwego żalu za grzechy...
Kilkakrotnie spowiadałam się u jałmużnika; tego samego, któremu naprawiałam obrzydliwe spodnie, i właśnie w tej samej chwili rodziły się we mnie swawolne myśli, uchybiające jego powadze...
Był to śmieszny człowiek, ten jałmużnik, okrągły i różowy, trochę nieokrzesany w mowie i zachowaniu, czuć go było starym baranem.
Zadawał mi szczególniejsze pytania co do tego, co czytam.
— Armand Silvestre?... tak... Ach!... Mój Boże, ależ to świństwo... Nie polecał bym ci tego do naśladowania... nie...