Strona:PL Miciński - Nauczycielka.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   65   —

Powaga — to wielkie słowo! głupcy je szanują, tłumy przed niem się korzą, mędrcy niem gardzą.
A ja, która nie jestem ani głupią, ani mędrcem, a z tłumu mnie wypędzono, czuję — znużenie...


∗             ∗

Wymówiłam miejsce przełożonej.
Za dwa miesiące wyjadę na wieś i ulegnę katalepsyi. Piaski, drzewa, dobroduszne twarze i płotki sąsiedzkie — to przytłumi, uśpi i znieczuli.


∗             ∗

Przyszedł raz Staszecki, gdy siedziałam sama w gabinecie chemicznym i patrzałam bezmyślnie na cyanek potasu, którego przed chwilą używałam do jakiejś reakcyi.
Zapalił milcząc papierosa i rzekł zwolna:
— Jak się zdaje, myśli pani o wybawicielu. Fałszywy apetyt! ja też miewam czasem coś podobnego, ale uważam to za błędny kierunek dobrego dążenia.
— Gdy niema celu, wszystkie kierunki są błędne, lub wszystkie dobre — odrzekłam.
— To paradoks. Cel istnieje mimo naszej woli i z nią lub bez niej zmierzać doń musimy.
— A tym celem?
— Życie.
— Ja widzę drugi: nicość.
— Niech pani unika tego wyrażenia. Przedewszystkiem, jest ono niefilozoficzne, powtóre, źle