Strona:PL Miciński - Nauczycielka.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   53   —

Tryumfowałam.
Słowa Konrada dla każdego uczciwego sumienia były prawdą oczywistą. Ale oczywistość ta, jak wiele innych, gdy chodzi o ścisłość myślenia oraz postępowania, musi być wyrażona i za fundament przyjęta.
Postanowiłam iść dalej i zerwać ostatnią zasłonę z nagiego posągu prawdy.
— Więc gdzie twoja miłość — krzyknęłam — gdy dawnych związków nie chcesz poświęcić dla mnie! Czemże ci jest żona, której nie kochasz wcale?
— Nie kocham, zapewne, ale widzisz, jestem przywiązany do niej. Każdego mężczyznę zdobywa i przykuwa myśl, że jest kochanym, a ona ma dla mnie tyle uczucia... Wreszcie, ty może tego nie rozumiesz, jako kobieta, ale honor mój byłby zadraśnięty. Ja nie mogę porzucić zupełnie żony, uciec od niej, jak kantorowicz od swego pryncypała.
— A cóż my ze sobą zrobimy?
— Wyjedziemy tymczasem gdzieś daleko n. p. do Szwajcaryi, a potem... któż myśli o potem! Jedna chwila rozkoszy i upojenia ozłoci nam całe pasmo szarego życia.
— Nie, mój drogi — odrzekłam zimno — masz do wyboru, spalić za sobą mosty, albo ich nie przechodzić wcale. Wybieraj!
Czułam, że rozmowa wywiera nań przykre wrażenie. Nic dziwnego, proponowałam układy, a