Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Telesfor (wchodzi z salonu ocierając czoło). No, ja już zrobiłem swoje.
Bagatelka. Tylko wina niema.
Wróbelkowski. Hej wina, prosimy o wino.
Telesfor (wesoło). Wina, dobrze. Zaraz służę panom (dobywa z kosza z pod stołu wino i nalewa).
Wróbelkowski (idąc z Fikalskim i innymi naprzód sceny). Ten pomysł unieśmiertelni pana w rocznikach karnawałowych.
Bagatelka. Pomysł całkiem nowy.
Fikalski (z dumą). Bez zarozumiałości panowie, mogę sobie przyznać, że jestem Kolumbem tego pomysłu.
Wszyscy. Prawda, prawda.

(Telesfor niesie tacę z kieliszkami).

Wróbelkowski (biorąc kieliszek z winem, staje z powagą). Panowie! pozwolę sobie tutaj wznieść zdrowie głównego motora dzisiejszego wieczoru (namyśla się).
Telesfor (stojący na boku z tacą). Ta to ci poczciwcy chcą wznieść moje zdrowie. Pewnie Władzio im wypaplał.
Wróbelkowski. Męża, który jest duszą naszego zebrania.
Telesfor (zażenowany). Ależ panowie.
Wróbelkowski (opryskliwie). Jeszcze nie skończyłem, męża panowie, którego zasługi są tak wielkie.
Telesfor. E, kiedy to znowu za wiele.
Głosy. Cicho, cicho!
Telesfor. No, ale bo...
Głosy. Cicho! pst! cicho!