Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/028

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kamilla (wpadając prędko w słowa Pulcherji). A że nie mamy młodzieży...
Janina (j. w.). A pan przy tylu stosunkach — znajomościach...
Pulcherja (j. w.). Taki znakomity aranżer...
Kamilla (j. w.). Więc mamy nadzieję, że... (wstaje).
Telesfor (stając przed kanapą, ze śmiechem). Ależ jak będziecie tak wszystkie naraz kłapać mu za uszami, to będzie, jak tabaka w rogu.
Fikalski. Rzeczywiście nie domyślam się jeszcze...
Telesfor. Niechże jedna mówi.
Kamilla. Mów Janino.
Janina. Może pani Pulcherja?
Pulcherja. A nie, przecież ty, jako gospodyni...
Telesfor. Macie państwo, teraz znowu żadna nie chce. Otóż uważa pan, idzie poprostu o to...
Kamilla (wpadając w słowa). Że mamy do pana...
Janina (tak samo). Wielką prośbę.
(Adolf zbliża się do Kamilli).
Fikalski. Nie jedną, ale sto, tysiąc, łaskawe panie, a spełnię je z ochotą, bo być na rozkazy pań, to mój obowiązek, więcej niż przyjemność, szczęście!
Kamilla (do Adolfa). Przysłuchaj się pan, jak się to mówi do pań. Pan pewnie nigdy nie zdobędzie się na coś podobnego.
Adolf. Gotów jestem iść na praktykę do tego pana, dla miłości pani.
Kamilla. Nie zaszkodziłoby to panu.
Fikalski. Więc o cóż idzie ostatecznie?
Pulcherja. Krótko mówiąc, państwo Żelscy urządzają wieczór tańcujący i liczą na pana.
Janina. Że nam pan nie odmówi swego udziału.