Strona:PL Michał Bałucki - Dom otwarty.djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Janina (przysuwając się do Władysława). Więc co ci mówiła?
Władysław (nieco niecierpliwie zapatrzony w szachy). Kto taki?
Janina. No Malwinka.
Władysław (j. w.). Jaka Malwinka?
Janina. Przecież sam mówiłeś.
Władysław (j. w.). Moja droga, nie przeszkadzaj mi teraz.
Janina (wstaje, rzucą robótkę i wzrusza ramionami). I on to nazywa rozmową!
Franciszek. Proszę pani, kawa już przeciekła.
Janina. Idę, idę, (idzie do samowara stojącego na stoliczku pod ścianą, nalewa kawę do filiżanek, które Franciszek zanosi na stół). Wujaszek czarną?
Telesfor (wpatrzony w szachy). Czarną, to się rozumie, (nuci). Czarny kolor jest ozdobą, czarno chodza wszystkie stany.
Kamilla (z oburzeniem). No, widzi pan, znowu się zmyliłeś — nie, to coś okropnego, jak pan dziś nie uważa.
Adolf. To możebyśmy lepiej porozmawiali.
Kamilla (wzrusza ramionami i patrzy na niego z góry). Pan też do rozmowy, Boże! Już naprzód wiem, co mi pan powiesz: — ach pani, albo och pani — a dla odmiany czasem (naśladując jego błagalny głos) panno Kamillo! Przyznasz pan sam, że to wcale nie zabawne.
Adolf (obrażony). Nudzi to panią? skoro tak, to grajmy.
Kamilla. Grajmy. (gdy Adolf zbyt mocno uderza w klawisze z irytacji). Co pan robisz? nie tak mocno.