Strona:PL Michał Bałucki-Doróżkarz nr. 13.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Hulatyński ścigał uciekającą spojrzeniem drwiącem, pełnem pogardy. Gdy zniknęła poza domami, zwrócił się do Anatola, który stał zawstydzony, przygnębiony, i spytał go:
— A co? wierzysz pan teraz, że mówiłem prawdę?
— Więc to pan jesteś ów Hulatyński? — odezwał się po chwili milczenia.
— Tak — jestem Hulatyński.
— I to wszystko prawda, co pan mówiłeś?
— Spytaj się pan w policyi, a tam dowiesz się dużo szczegółów o tej bandzie. On szalbierz i oszust, a ona ladacznica, którą wziął po to, aby jej pięknością wyzyskiwać łatwowiernych. Żoną jego nigdy nie była.
Po chwili dodał:
— Spodziewam się, że pan potrawisz uszanować moją tajemnicę. Odsłoniłem ją jedynie, aby uratować pana.
— Co pana mogło skłonić do tego? Przecież nie zazdrość o tę...?
— Nigdy jej nie kochałem. Byłem tylko zamięki, za dobry, i to moja cała wina, za którą ciężko odpokutowałem. Panu chciałem oszczędzić podobnych doświadczeń.
— Dziękuję panu — rzekł Anatol, wyciągając rękę do Hulatyńskiego, który mu z ochotą podał swoją.
Uścisnęli się serdecznie.
— A teraz wracajmy do miasta — powiedział Hulatyński. — Pańska narzeczona mogłaby się niepokoić tak nagłym wyjazdem pańskim.
— Pan ją znasz?