Strona:PL Michał Bałucki-Doróżkarz nr. 13.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Alboż pan tego nie widzisz? — odrzekła mu z dziecinną szczerością, która go ucieszyła stokroć więcej, niż najgorętsze wyznania innych kobiet.
— Skoro tak — rzekł — to muszę zachować ten talizman szczęścia.
Wziął w rękę medalonik złoty, który wisiał u łańcuszka od zegarka, z cyfrą jego, ułożoną z dyamencików, otworzył go i włożył weń listek.
Olimpka z zajęciem przypatrywała się medalionowi, cyfrze, a potem jak wkładał listek.
— A co tam jest więcej? — spytała.
— Włosy mojej nieboszczki matki.
Nastała chwila milczenia, chwila dziwnie uroczysta, która Hulatyńskiemu utkwiła w pamięci.
Olimpka była tak wzruszoną w tej chwili, że nic mówić nie mogła, ale oczy jej mówiły za nią i dziękowały mu za ten zaszczyt, że listek z jej ręki umieścił obok pamiątki po matce. Aż spoważniała z tego zaszczytu.
Medalion ten do dziś dnia wisiał u niego przy zegarku, tylko że schowany przed ludźmi. Czy w nim znajdowała się czterolistna koniczyna? — prawdopodobnie! ale pewnym tego nie był, bo od tego czasu nie zaglądał do medalionu, i zapomniał zupełnie o tej pamiątce, gdy tę, co mu ją dała, stracił z oczu i z myśli.
Mała na pozór okoliczność przerwała tę piękną sielankę. Czuł jakiś nieokreślony szacunek dla młodego dziewczęcia: on, który przywykł kobiety traktować sobie dość lekko, dla niej był zupełnie inny, nie wyrwał się przy niej nigdy z żadnym dwuznacznikiem, z żadnem śmielszem słowem, a gdy Natalia pozwoliła sobie cza-