Strona:PL Mendele Mojcher Sforim - Szkapa.pdf/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pejsiki i szanowną fizyognomią. Jestto honor dla każdego, że jego pieniądze, jego praca utoną w żołądku takiego męża!
O, jak strasznie wygląda ten rynek, ile niesprawiedliwości na nim widać! Bieda, gorzka nędza, jej jęki i westchnienia głęboko uderzają w serce — smutna, bardzo smutna melodya!
Śpiewaj słowiku, śpiewaj! Pod wpływem pieśni twojej chcę trochę podumać, uprzytomnić i przedstawić sobie nasze cierpienia... Śpiewaj, śpiewaj, słowiku, chcę się trochę wypłakać przynajmniej.

Smutnie zaśpiewał słowik... i przedstawiła się w wyobraźni mojej izba żydowska, mieszkanie. Drzwi nie zamykają się w niej ani na jedną minutę. Wchodzi i wychodzi mnóstwo biednych ludzi — młodych i starych, kobiet, dziewczyn i małych dzieci. Wśród przychodzących są poważni żydzi w atłasowych kapotach, którym trzeba coś dać, za zasługi ich przodków! Za nimi zjawia się „magid” (kaznodzieja), pogorzelec, taki który był w Jerozolimie, zbieracz składek na Jeszybot,[1] kobieta opuszczona przez męża, ze starem zabrudzonem świadectwem o swej niedoli. Ledwie że ci drzwi zamkną za sobą, już jest szkolnik z synagogi, żąda zapłaty za miejsce, za

  1. Wyższa szkoła wyznaniowa.