Strona:PL Mendele Mojcher Sforim - Szkapa.pdf/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zuje figę, wysuwa język, wszyscy, od małego do wielkiego, siadają na mnie i zajmują się mną. Jeden powiada, że trzeba ze mną próbować tak, drugi utrzymuje że inaczej; ten twierdzi, że ja powinnam latać w powietrzu, ów życzy sobie, żebym się znajdowała pod ziemią… Robi się larum, krzyk, zamieszanie; aż głowa boli, tak się ze mną bawią, tak krzyczą, a tymczasem odwieczna kwestya pozostaje wcale nierozwiązana. W mętnej wodzie — powiada przysłowie — dobrze jest ryby łowić; to się także i do mnie stosuje. Wpośród złego szumu zawsze ktoś mnie złapie i jedzie na mnie w świat, robi na mnie geszefta i przedaje mnie rozmaitym ludziom. Powiadam, rozmaitym, albowiem w krótkim czasie służyłam u bardzo wielu gospodarzy. Zaledwie zdążyłam przybyć do jednego, już wpada djabeł i ciągnie mnie gdzieindziej. U kogóż już ja dotąd nie byłam? kto ze mnie nie korzystał?
Począwszy od małego szlachcica (a poriceł), sołtysa, „kwartalnego” i dalej i wyżej; począwszy od „magida” (kaznodziei), nabożnisia etc., aż do starszych w kahale i tym podobnych dygnitarzy; od stróża, „smotrytiela,” aż do dyrektora szkoły żydowskiej; od „szamesza” (służący z synagogi), pisarza kahalnego, doradcy, aż do gospodarza taksy i tym podobnych dostojników; od belfera, mełameda, swata, błazna weselnego,