Strona:PL Mendele Mojcher Sforim - Szkapa.pdf/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dze, miejscami pełnej kamieni i cierni — idę nieszczęsny, piechotą, ze szkapą. Męczę się, idę ciągle naprzód, a ona ledwie się wlecze, zaledwie nogi podnosi, a od czasu do czasu potyka się, staje, i choć ją rąb w kawałki, nie chce ruszyć się z miejsca; albo też schodzi z drogi i chce wpakować się w błoto! Co robić z nią? Jaką radę dać sobie? Biorę ją za czuprynę i ciągnę gwałtem za sobą, lecz męczę się jeszcze bardziej i pot mi oczy zalewa. Boli mnie serce popędzać ją dalej, żal mi, przypuszczam że cierpi, że jest bardzo zmęczona. Źle, bardzo źle… Staję więc i zaczynam jej robić wymówki.
— Fe! dalibóg! fe! — powiadam do niej — wcale nie przypuszczałem, żebyś mi wyrządziła tyle przykrości, tyle cierpień za moją przyjaźń, za moją dobroć! Ja kłócę się za ciebie, dysputuję, ujadam się z przeciwnikami twoimi — gdzie mogę, rzucam dobre słowo za tobą, proszę żeby cię nie krzywdzono… Dla miłości twojej wlokę się piechotą, jak żebrak, odrzuciwszy honor na stronę, tracę dla ciebie zdrowie i męczę się — a ty? Pragnę się dobić tego, żeby ci było lepiej, żebyś odpoczęła cokolwiek, odetchnęła swobodniej — a ty przewracasz we mnie wątrobę, burzysz żółć, jak najgorszemu wrogowi! Naodwrót — powiedz sama czy to sprawiedliwie? czy to pięknie jest? Ja obmyślam w duszy różne plany, różne kombinacye,