Strona:PL May - Matuzalem.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

skiwało ciemną czerwienią. Równie niecodzienny był strój tego człowieka. Nosił spodnie, kamizelkę i marynarkę z białego przedniego płótna. Marynarka, wyjątkowo krótka, podkreślała imponującą wypukłość brzucha. Nogi tkwiły w niskich chińskich pantoflach o podeszwach czterocalowej grubości. Dookoła cielska — nie można było przecież dopatrzyć się bioder — miał przewiązaną szarfę z czerwonego jedwabiu, z za której wyglądała inkrustowana, cenna rękojeść malajskiej broni. Czaszka grubasa tworzyła jedno olbrzymie, łyse płaskowzgórze. Na czubku głowy mała w czarne i białe kwadraty szkocka czapeczka; dwie długie wstążki spadały z niej na plecy. Dwie długie flinty wisiały ztyłu na plecach, rzemienie zaś ich krzyżowały się na przodzie. Nad lufami unosiła się pełna i mocno spięta torba skórzana. W prawej ręce wreszcie grubas trzymał chiński parasol słoneczny takich rozmiarów, że mogłaby się pod nim zmieścić cała rodzina na wycieczce podmiejskiej.
Goeden dag, mijne heeren! — przywitał się po holendersku, — Het is tijd, dat wij aan tafel gaan!
Co oznacza: Dzieńdobry, moi panowie! Czas juk zasiąść do stołu!“
Dziwne przywitanie — tem dziwniejsze, że grubasek nie raczył na nikogo z obecnych spojrzeć i drobnemi kroczkami sunął ku najbliższemu ze stolików. Gospodarz znał go już zapewne, gdyż skoczył ku niemu z wylewną usłużnością, kłaniając się wielokrotnie aż do ziemi. Podsunął gościowi dwa krze-

70