Strona:PL May - Matuzalem.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

najmniej nie od parady, — szkła bowiem nie mogły się utrzymać na wskazanem i właściwem miejscu dłużej, niż przez chwilę. Spadały natychmiast. To też jedna ręka kapitana była stale zajęta nasadzaniem krnąbrnych binokli na zbyt skromny nos.
Szczerość każe wyznać, że charakter poczciwego Fricka Turnersticka nie był pozbawiony pewnej dozy próżności, zwłaszcza w stosunku do swego okrętu. Słusznie zresztą! Okręt kapitana Turnersticka był zawsze wzorem czystości i porządku.
Wiedza filologiczna, którą posiadał, starczała na jego potrzeby. Czegóż więcej można od niego żądać? A jednak istniał ktoś, kto uważał go za genjalnego poliglotę. Tym kimś był on sam.
Lądował był na wszystkich wybrzeżach i wszędzie przyswajał sobie po kilka wyrażeń. Chociaż różnorodne słowa tak się pomieszały w jego głowie jak naprzykład szczątki rozbitych pociągów po katastrofie, był niezłomnie przeświadczony, że włada doskonale dziesiątkiem tuzinów rozmaitych języków i dialektów.
Nie skąpił dowodów, wyciągając z zanadrza pamięci te nieszczęsne filologiczne szczątki w chwilach stosownych i niestosownych. Czasami wszelako mogło się wydawać, że popisuje się samoironją, że szydzi sam z siebie. Wszak kapitan Turnerstick lubił widzieć dokoła siebie oblicza roześmiane.
Tego dnia Frick Turnerstick był w różowym humorze. Nie bez powodu. Pod jego stopami leżały dyle najszybszego okrętu, jakim kiedykolwiek kiero-

30