Przejdź do zawartości

Strona:PL May - Matuzalem.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sie jak stroozak? Podnieś się w całej swej okazałości!
— Nie mogę! — jęczał Holender.
— Dlaczego?
Ik ben dood, muis dood. Ik sterv in deze oogenblik. Ik ben een ongelukkige Nijlpaard. Wij worden afschied nemen!
— Co, jest pan tak martwy, że chcesz się pożegnać? — roześmiał się pucybut. — Kto upada tak miękko jak pan, ten nie wyrządzi sobie żadnej krzywdy. No, ale jeśli pan istotnie zamierza się przenieść w zaświaty, to i ja mam tutaj trąbę Sądu Ostatecznego, która pana wskrzesi z martwych. Czy zechce pan wstać?
Neen! Ik kan niet! — Nie! Nie mogę!
— W takim razie ja panu pomogę!
Przystawił mu obój do ucha i zadął. W następstwie rozległ się tak straszliwy długi dźwięk, że Holender natychmiast usiadł i zasłonił uszy obu rękami.
— To pomaga! Nieprawdaż? — szydził Godfryd. — No dalej! Jeszcze raz!
Aczkolwiek drugi ton był okropniejszy od pierwszego, Holender wciąż siedział. Stroił wprawdzie straszne grymasy, ale zatykał uszy rękami i nie poruszał się wcale.
— Nie chce działać? — zapytał z ubolewaniem Godfryd. — Wstań, mijnheer! Jakoś to pójdzie!

112