fanatyk pomnażania wartości, zmusza on bezwzględnie ludzkość do produkcji dla produkcji, a więc do takiego rozwoju społecznych sił wytwórczych i do stwarzania takich materjalnych warunków produkcji, które jedynie stworzyć mogą realną podstawę dla wyższej formy społeczeństwa, opartej na zasadzie pełnego i wolnego rozwoju każdej jednostki. Kapitalista zasługuje na uznanie tylko o tyle, o ile jest uosobieniem kapitału. Jako taki, dzieli on bezwzględną żądzę zbogacenia się z ciułaczem skarbu. Ale to, co w tym ostatnim jest manją jednostki, u kapitalisty jest już działaniem mechanizmu społecznego, w którym on sam jest tylko jednem z kółek. Rozwój produkcji kapitalistycznej czyni koniecznym ciągły wzrost kapitału, włożonego w przedsiębiorstwa przemysłowe, a konkurencja narzuca każdemu pojedynczemu kapitaliście wewnętrzne prawa rozwoju produkcji kapitalistycznej, jako prawa zewnętrznego przymusu. Konkurencja nie pozwala kapitaliście na zachowanie swego kapitału, jeżeli go nie powiększa, a powiększać go może jedynie zapomocą postępującego nagromadzania.
Dopóki więc cała działalność kapitalisty jest tylko funkcją kapitału, obdarzonego w jego osobie świadomością i wolą, dopóty nawet jego własne spożycie osobiste wydaje mu się rabunkiem nagromadzonego przezeń kapitału, podobnie jak w buchalterji włoskiej prywatne wydatki kapitalisty figurują po stronie „winien“ względem kapitału. Nagromadzanie — to podbój świata bogactwa społecznego. Rozszerza ono, wraz z masą wyzyskiwanego materjału ludzkiego, teren bezpośredniego i pośredniego panowania kapitalisty[1].
- ↑ Luter bardzo dobrze ilustruje żądzę panowania, jako czynnik chciwości, na przykładzie staroświeckiej, choć wciąż odnawiającej się odmiany kapitalisty, a mianowicie lichwiarza: „Poganie mogli rozumem swym dojść do tego zdania, że lichwiarz jest po czterykroć złodziejem i mordercą. My chrześcijanie natomiast mamy ich w takiem poważaniu, że niemal modlimy się do nich dla ich pieniędzy... Kto rabuje, kradnie lub pożera pożywienie drugiego, ten popełnia równie wielkie morderstwo (jeżeli to od niego zależy), jak ten, co drugiego głodem zamorzy i do śmierci zamęczy. Tak właśnie czyni lichwiarz, a przecież siedzi spokojnie na swym fotelu, zamiast, jakby to było słuszniej, — wisieć na szubienicy i być pożeranym przez tyle kruków, ile nakradł dukatów, byle tylko dość ciała na nim było, aby tak wiele kruków miało czego nadziobać się i czem się podzielić... Tymczasem wiesza się małych złodziei.... mali złodzieje zakuwani są w dyby, wielcy złodzieje chodzą w złocie i w jedwabiu. Niema tedy na ziemi większego — wyjąwszy djabła — nieprzyjaciela ludzkości, niż