Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
94
──────


zostanę. Słyszałam, że mają ponoć wszystko posprzedawać i wszystkich odprawić.
— Ot niegadalibyście, pani Mateuszowa — wmieszał się znów Tomasz stangret — służba była nie zła; albo to pani Mateuszowa mało koszykowego złożyła.
— Co miałam złożyć... niby to Burska dała się komu pożywić. Sama sobie za to dobrze kabzę nabiła; rachowała po cztery głowy cukru na miesiąc, a dwóch nie wydała. Panna Marcela w takie drobiazgi nie wchodziła.
— Abo to Burskiéj chciało się na targ chodzić? dyć pani Mateuszowa, widziałem sam, rachowała kuraki na pół rubla, a po dwa złote płaciła.
— A Tomasz to swoim koniom dawał może cały obrok, zwożony z targu? albo i kowalowi płacił te wszystkie podkowy, co panu rachował? — odparła rozłoszczona kucharka, która nikomu dobrego słowa nie dała.
— To swoja rzecz — wyrzekł filozoficznie Tomasz — konie i tak były tłuste i nie kulały.
— A pan Tomasz woził niemi niejednego i brał pół rubelki — potrącił Wojciech.
— Niby to pan Wojciech mało się napalił pańskich cygar, naspijał pańskiego wina, nachodził w pańskich rzeczach!
— Tak, nieprzymierzając jak panna Matylda — krzyczała, śmiejąc się kucharka.