Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
93
──────


a skończywszy na woźnicy, który przyszedłszy na obiad, nie śpieszył się do żadnéj roboty.
Gwar głosów był tak wielki, iż nie usłyszano zbliżających się kroków.
— Cóż, panie Wojciechu, znaleźliście służbę? — pytała ciekawa kucharka jednego z lokajów.
— Żeby tak o co, jak o służbę! — odparł niedbale zagadnięty. — A pani Mateuszowa?
— Och! ja tam nie czekałam na kartę zwolnienia; zaraz widziałam po śmierci pana, co się święci i wziełam zadatek z przeciwka.
— Co się było tak śpieszyć — wtrącił woźnica. — Przecież panna Marcela idzie za mąż, a służba nie ostatnia.
— Widzicie go — zaśmiała się kucharka. — Z małżeństwa ponoć nic nie będzie; panna Matylda to zaraz zmiarkowała.
— Nie trudno było zmiarkować — przemówiła panna służąca, która dotąd była w kuchni, pod pozorem rozgrzania rąk i słuchała, choć sama nie raczyła mieszać się do rozmowy.
— Teraz — zawołała kucharka z rodzajem tryumfu — będzie im Magda gotowała.
I wskazała na kulawą pomywaczkę, z któréj się zwykle cała służba wyśmiewała.
— Owa! niby to ja nie potrafię — oburknęła się Magda.
— Ha! niech gotuje kto chce, ja tu przecież nie