Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
50
──────


truje on kogoś innego, a upatruje tak uparcie, że doprawdy gdyby tylko był wolny — kto wie, czy byłybyśmy dzisiaj na zaręczynach Czerczy.
— Doprawdy! — zawołała zdumiona doktorowa. — Taki bogaty!
— Taki bogaty — powtórzyła — mógłby przecież się rozwieść.
— W ich świecie to nie uchodzi. Prezesowa jest kobietą rozsądną; zazdrości nie okazuje. Wniosła mężowi znaczny posag, należy do rodziny poważnéj. Rozwód — to skandal; a mąż mój powiada, że skandal zawsze nadweręża kredyt.
Sędzina wypowiadała to wszystko sentencyonalnie, doktorowa potakiwała.
— Byłaby to jednak — wyrzekła, wracając do swojéj myśli — nie lada partya dla Marceli.
— Wierzę, i poprawiłaby interesa Sawińskich. Cóż, kiedy z tego nic być nie może.
— Czerwone czy białe? — odezwał się w téj chwili głos gospodarza domu, który obchodząc stół, zatrzymał się przy nich. — Czém mogę służyć.
Doktorowa zarumieniła się, sędzina podniosła na niego świdrujące oczy.
— Białe, białe! — zawołała — to mój kolor.
A potém dodała śmiało.
— Mówiłyśmy właśnie o panu. Cóż to za świetne towarzystwo! Jakie urządzenie, a jaka kolacya!