Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
292
──────


mienną balustradę i znikła mu z oczu, a złowrogi plusk fali obił mu się o uszy.
Krzyk straszny wydobył się z piersi prezesa. Wołał ratunku.
Gondolierzy, czekający na pasażerów, zobaczyli już upadek ciała. Jeden z nich w mgnieniu oka zrzucił ubranie i wskoczył w wodę, nie czekając na zachęty i obietnice, których prezes nie szczędził.
Poszukiwania długo nie trwały, wyciągnięto z wody Marcelę, ale wyciągnięto już trupa. Czy zabił ją upadek z wysokości balkonu, czy kilka minut przebytych pod wodą, dość, że ratunek okazał się daremnym. Spoczęła na smutnym cmentarzu weneckim, zdala od siostry i ojca, pod obcém niebem, wśród obcych.


A Stanisław! Los ostatniego z dzieci szczęścia nie był lepszym od losu sióstr.
Niedawno pisma codzienne zamieściły następującą wiadomość:
„Wczoraj, przy ulicy Nowy­‑Świat, u pana X., miało miejsce przykre zajście. Z powodu imienin gospodarza, zebrało się grono przyjaciół, którzy zabawiali się grą w karty. Niezwykłém szczęściem odznaczał się Stanisław S., nietylko wygrał znaczne sumy gotówki, ale kilku z obecnych przegrało drugie tyle na słowo.