Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
231
──────


Czemprędzéj wyprawiła dziewczynę i drżącą ręką wzięła znów list siostry. I nagle zrobiła się w jéj myśli jasność wielka. Słowa listu wytłumaczyły jéj ucieczkę, i łzy wczorajsze, i dziwne zachowanie się Jadwini.
Wszystkiego tego powodem był prezes.
Przyłożyła ręce do czoła, uderzona straszném uczuciem. Dotąd sądziła, iż pomiędzy nią i nim szła partya, jeszcze nierozegrana, w któréj co wieczór przechylała bardziéj na swoją stronę szalę zwycięstwa, pewna niemal, że ostatecznie przyjdzie chwila, gdy on, zdając się na łaskę i niełaskę, przyjmie jéj warunki.
Teraz zrozumiała nagle, że to ona pokonaną została. Winna, czy nie — była zgubioną w oczach świata, w oczach własnéj siostry. Wszystko to łatwo było przewidziéć — ona jednak nie przewidziała.
I jak uderzona gromem, załamała ręce w nieméj boleści.
Stanisław powracając do domu, zasłyszał coś od służby o ucieczce Jadwigi, i wpadł do buduaru siostry.
— Cóż to się stało? Gdzie Jadwiga? — zawołał gwałtownie.
Zwróciła się do niego, chciała mu wytłumaczyć, pokazać list odebrany, ale on pytał o fakt.
— Jakim sposobem przyszło do podobnego głupstwa?