Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
216
──────


— Przyjętem przez kogo? Alboż my należymy do świata — my, rozbitki!
— Każdy należy do świata, skoro sam dobrowolnie go się nie wyrzeka.
Mówiąc to, przybrała właściwy sobie w niektórych razach ton wielkiéj pani, wydającéj wyroki bez apelacyi. Jadwinia mogła jéj odpowiedzieć, iż w domu ich wiele bardzo rzeczy pozostawało w sprzeczności z kodeksem świata, ale nie pomyślała nawet tego i chwyciła się najlepszéj, wypróbowanéj z siostrą taktyki. Rzuciła się jéj na szyję.
— Widzisz! — zawołała — formy światowe, to dobre dla tych, co nic lepszego nie mają do czynienia jak tylko o nich myśléć, a ja... ja chcę tylko pracować i być taką, jaką mnie Bóg stworzył. Tych wszystkich krępujących więzów znosić nie mogłam zawsze, wiesz o tém. — Mówiąc to, ściskała i całowała Marcelę, dopóki nie wywołała na jéj ustach uśmiechu i tych słów pobłażliwych.
— Byłaś zawsze pieszczoném dzieckiem, Jadwisiu!
Wówczas przyłożyła usta do jéj ucha i szepnęła błagalnie:
— Ty będziesz dobra dla pana Gustawa, ty przyjmiesz go bardzo serdecznie.
Niepodobna jéj było się oprzéć, i Marcela zwyciężona, jak zwykle, obiecała uczynić wszystko, co tylko żądała jéj siostra.