Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
209
──────


dołączę pewną, choćby najmniejszą sumę na imię pani, przypuśćmy dziesięć tysięcy. Oczywiście — zysk twoim będzie.
— A jeśli stracimy?
— To niemożliwe.
— Przecież wszystko przypuszczać należy, kiedy się przystępuje do interesu. Zdaje mi się, że powtarzam pańską maksymę.
Był zachwycony tym rozsądnym zwrotem, jak wprzódy zachwycony był brakiem logiki.
— W takim nieprawdopodobnym wypadku zostałabyś pani moją dłużniczką.
— Niewypłacalną.
— Wcale nie; co najwyżéj do następującego interesu. Ale, powtarzam — tak nie będzie.
Cała ta kombinacya była wierutnym podstępem. Prezes nigdy nie robił podobnych interesów z Sawińskim, chciał jedynie uprawnić swoją propozycyę. Kwestya była ważna: stanowiła niejako o całéj przyszłości; dlatego téż widząc, iż Marcela nie obraziła się, nie odrzuciła jéj w zasadzie, podwoił usiłowań, ażeby mniemaną spółkę doprowadzić do skutku.
— Więc to rzecz ułożona — wyrzekł pieszczotliwie, biorąc znowu jéj rękę i całując końce paluszków — jesteśmy w spółce. Ta myśl daje mi ufność, a to jest najlepszą rękojmią powodzenia.
Uśmiechnęła się, jakby myśląc o czém inném, ale rzeczywiście nie straciła jednego słowa. Jak wiemy,