Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
201
──────


podbój tego serca. Gdyby był wolnym, poślubiłby niezawodnie piękną Marcelę. Może ona o tém marzyła, bo wszakże dla ludzi tak bogatych, jak prezes, łatwo usunąć wszelkie przeszkody. Nie wydawała się jednak z temi marzeniami. Czuła téż może niebezpieczeństwo położenia, ale nie było w jéj mocy usunąć się od niego. Jak motyla nęci fatalnie płomień, około którego krąży, dopóki się w nim nie spali, tak kobiety niektóre nęci miłość.
Marcela czuła się osamotnioną nietylko wobec świata, ale i wobec własnéj rodziny. Stosunki jéj z siostrą rozluźniały się z dniem każdym. Jadwinia z zapałem uczęszczała nietylko na lekcye malowania, ale i na wiele innych. Wróciwszy do domu, brała się do swych pendzli, lub po całych wieczorach czytała książki, których same tytuły przerażały Marcelę. Były to jakieś socyologie, ekonomie społeczne, studya z dziedziny przyrody. Sprowadzała je sobie z czytelni, zamiast powieści, ślęczyła nad niemi, robiła wypisy.
— Zkąd ty wiesz o podobnych książkach? — pytała ją raz ze zdumieniem.
— Mam ich cały spis — odpowiedziała Jadwinia.
— Któż ci go dał?
Tu Jadwinia wahała się, czerwieniła bardzo i w końcu pokazywało się, że autorem spisu był ów