Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
13
──────


— Jeśli masz pieniądze, daj mi; gdy przegram lubię płacić zaraz rano.
— Masz słuszność, tak czynić należy. Ale ja tyle nie mam, mogłabym zaledwie dać ci połowę téj sumy.
— Przecież karcianego długu na raty rozkładać nie będę. Muszę iść szukać ojca. Chciałem się z nim rano zobaczyć i nie wiem, jak się to stało, zaspałem.
— Nic dziwnego, mówiono mi, że już w biały dzień powróciłeś do domu.
— Ciekaw jestem kto ci to powiedział i kogo to obchodzić może? o któréj ja powracam.
Położyła mu rękę na ramieniu pieszczotliwym ruchem.
— Obchodzi tych, którzy cię kochają. Patrz, jak ty wyglądasz.
Zwróciła go do lustra, zmuszając do przejrzenia się.
— Trudno, żebym był tak rumiany, jak Jadwinia. Wiesz, że nie lubię, kiedy się kto do mnie wtrąca.
— Och, Stasiu! — zawołała z wybuchem — baw się, wydawaj, zgrywaj, tylko nie każ nam się lękać o twoje zdrowie; pamiętaj, że matka nasza na suchoty umarła.
— Moja Marcelko! Każdy miał rodziców, którzy na coś umarli. Nie jest to przyczyna, by nie używać młodości.
— Używaj, tylko nie nadużywaj — prosiła siostra. — Bawić się powinieneś — to tak naturalne, ale dbać o siebie także.