Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
9
──────


znowu ta miłość do osoby zapewne bardzo dobréj, bardzo zacnéj, lecz ostatecznie nie należącéj do naszego świata. Nie jesteś już małą dziewczynką!
— Nie wiedziałam, że się będziesz gniewała; sądziłam, że nauczycielka jest zawsze dla mnie najlepszém towarzystwem, zwłaszcza taka, jak panna Nelicka. Wszyscy ją chwalą.
— To zupełnie co innego; ja chwalę ją także. Są odcienia, które powinnabyś już rozumiéć. A teraz chodź na herbatę.
— Ślicznie dziękuję; wiesz, że tych twoich szkaradnych ziółek nie cierpię. Wolę się pójść ubrać, zanim panna Nelicka nadejdzie.
— Ależ nie ma potrzeby, dla niéj i tak będziesz dość ubraną. Zjedz śniadanie. Nie chcesz herbaty, to każ sobie dać kawy.
Jadwinia zrobiła nieokreśloną minkę zepsutych dzieci, gdy im dają to, czego nie lubią.
— Kawa, herbata: to wszystko do siebie podobne — odrzekła, prostując się z dziecinną powagą — tu i tam wchodzi jednaki pierwiastek.
Marcela omal nie parsknęła śmiechem.
— Zkądże o tém wiesz?... — zawołała.
Jadwinia zamiast odpowiedzi, pociągnęła siostrę do jadalnego pokoju, wołając, że jest straszliwie głodna i zapominając o tém, że nie cierpi herbaty, zasiadła do niéj i wypiła dużą filiżankę.
Kończyły obie śniadanie, gdy do jadalnego poko-