Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
119
──────


i nie wyzyska. Tak zwyczajnie bywa — mruknął Gordzicz, pesymista z położenia i charakteru.
— Zgubi jak zgubi, ale że nie wyzyska należycie to pewna. Broński ją dostał.
— Broński! czy nie mówiłem! — zawołał z rodzajem tryumfu Gordzicz. — Są ludzie, którym pieczone gołąbki same cisną się do ust, gdy tymczasem inni...
Zrobił wymowny ruch, w którym można się było łatwo domyśléć wielu daremnych usiłowań i zawodów.
—  Czy cisną się same to jeszcze wielkie pytanie — zaśmiał się dobrodusznie Janicki.
— Olbrowicz podobno tobie powierzył swoje interesa? — wyrzekł jeden z obecnych, zwracając się do Janickiego. — Winszuję, winszuję!
— No — wtrącił Gordzicz — myślałem, że ten przynajmniéj powierzy je Czerczy.
— Dlaczegóż Czerczy?
— Boć to przecież domyślny następca Sawińskiego.
— Spóźniłeś się ze swoim domysłem. To już historya starożytna.
— Jakto! jakto! Nie rozumiem?
— To jednak bardzo łatwe do zrozumienia — wtrącił Heleński, znany ze swéj złośliwości. — Sprawa różni się wielce od sprawy Ławomirskich. Ławomirski umarł za późno, a Sawiński za prędko by dziedzictwo ich dostało się we właściwe ręce. Ła-