Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
8
──────


z żywéj purpury miały figlarne zagięcia, zapewne od śmiechu, który gościł na nich nieustannie i rysował mnóstwo ruchomych dołeczków na jéj policzkach i bródce.
— Jadwiniu, Jadwiniu! — wołała Marcela, usiłując oswobodzić głowę z jéj gwałtownego uścisku — ostrożnie, popsujesz moje czesanie. Matylda układała je przez godzinę.
Różowa buzia skrzywiła się znacząco.
— Jesteś już pod bronią — zawołała z przestrachem.
— A ty Jadwiniu, do czegożeś podobna?
Jadwinia spojrzała na swój flanelowy szlafroczek i zapewne pomyślała o włosach zachwycających, ale niedotkniętych jeszcze grzebieniem i szczotką.
— Jeszcze tak rano — wyrzekła, poruszając się leniwo.
— Blisko południe; mówiłam ci tyle razy, iż panna powinna być zawsze tak ubraną, by w potrzebie każdemu pokazać się mogła.
— Bo widzisz śpieszyłam się, ma przyjść panna Nelicka.
— Panna Nelicka? Przecież nie bierzesz już od niéj lekcyi.
— No, tak, niby; ale ja ją bardzo kocham i chciałam zasięgnąć niektórych wiadomości, więc prosiłam, żeby do mnie przyszła.
— Moja Jadwiniu! cóż za wyrażenia. Zkądże