Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
7
──────


panna Jadwiga ubierze, niech przyjdzie pić ją ze mną do jadalnego pokoju.
— Ach! twoja herbata! wiesz, że jéj nie cierpię — odezwał się za drzwiami wesoły głosik. I panna Jadwiga wbiegła do pokoju, rzucając się siostrze na szyję.
Stanowiła ona kontrast zupełny z Marcelą tak z twarzy, jak z usposobienia. Była o tyle niesforną, o ile Marcela miała układ pełen powagi. Żywa jak iskra, słowa i czyn zwykle u niéj myśl wyprzedzały, ku wielkiéj rozpaczy starszej siostry, która pod względem konwenansów była bardzo uważającą i nie znosiła żadnych niestosowności. Liczba tych potępionych niestosowności przerażała Jadwinię; nie mogła czy nie chciała jéj spamiętać, zawsze téż przeciwko niéj wykraczała.
Obie siostry były blondynki, tylko włosy starszéj, podobne do promieni płynnego złota, obejmowały regularny owal twarzy; włosy młodszéj, kapryśne, niesforne jak ona sama, tworzyły mnóstwo loczków, pukli, promieni, kosmyków, spadających na szyję, skronie, czoło i twarz śliczną, ale nie mającą nic klasycznego, zakrywały nawet niekiedy oczy, błyszczące a modre jak dwa bławatki.
Rysy sióstr miały może rodzinne podobieństwo, ale ukształtowały się stosownie do charakteru. Nosek Jadwini lekko podnosił się w górę, różowe nozdrza drgały za każdém wzruszeniem, wargi jéj