Strona:PL Marrene Dzieci szczescia.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
96
──────


niku z Ryszardem. Na tę ewentualność, jak wogóle na wszystkie ewentualności życia, nie był przygotowany i nie wiedział na razie, jak ma postąpić, czuł bowiem dobrze, iż od tego pierwszego spotkania zależéć miały dalsze ich stosunki.
Nie brał on za złe niedoszłemu szwagrowi tego, co uczynił; spodziewał się nawet takiego obrotu rzeczy. On sam, gdyby się kiedykolwiek miał żenić, o czém zawsze powątpiewał, nie postąpił by inaczéj.
Wobec świata przecież, którego sądy i przesądy znał doskonale, nie wypadało mu okazywać się pobłażliwym. A przytém miał zawsze instynktowo zawiść do Ryszarda, zawiść próżniaka do czynnéj natury — niedołęgi do człowieka obdarzonego wyjątkowemi zdolnościami; rad był go upokorzyć wyższością położenia, jakie mu wypadki nadały. W pierwszéj chwili więc myślą jego było, spojrzéć mu w oczy i nie chcieć znać więcéj. Ale druga chwila przyniosła myśl inną. W położeniu, w jakiem się znajdował z siostrami, potrzebowali pomocy ludzkiéj; Czercza miał względem nich obowiązki: w danéj chwili miał niejakie prawo go wyzyskać. Uważał więc za rzecz stosowną udać, że go nie dostrzega, zachowując sobie tym sposobem na późniéj możność postąpienia według okoliczności.
Ta pośrednia droga odpowiadała jego naturze niezdecydowanéj i obojętnéj. Idąc więc, spoglądał w bok uporczywie, przekonany że Ryszard trzymać