stów iluzją, że w nędzy należy dopatrywać się tylko nędzy (miasto spostrzegania tutaj rewolucyjnych, niszczących sił, które obalą stare społeczeństwo). O ile zaś stara się oprzeć na powadze nauki, o tyle znajduje się on w zgodzie z jednymi i drugimi. Dlań wiedza sprowadza się tylko na skarłowaciałą dziedzinę naukowych formułek: ugania się po prostu za wzorami. Odpowiednio do tego pan Proudhon łudzi się, że dał zarazem krytykę ekonomii politycznej i komunizmu, — w rzeczywistości wszakże stoi niżej od obojga. Poniżej od ekonomistów, gdyż jako filozof, mający do swego rozporządzenia magiczną formułkę, mniema się być zwolnionym od wdawania się w ściśle ekonomiczne szczegóły; poniżej socyjalistów, ponieważ nie posiada ani należytej odwagi ani dosyć zdrowego zmysłu, aby wydostać się po za widnokrąg mieszczański... Jako człowiek nauki chce on stać po nad mieszczaninem i proletaryuszem, w rzeczywistości zaś jest tylko drobnym mieszczaninem, który waha się wciąż między kapitałem a pracą, ekonomią polityczną a komunizmem.“
Bez względu na całą surowość tego sądu, muszę jeszcze dzisiaj podkreślić każde jego słowo. Proszę atoli nie zapominać o tem, że, kiedym dzieło Proudhona ogłosił za ewangelią małomieszczańskiego socyjalizmu i wykazał to teoretycznie, naówczas uchodził on jeszcze za krańcowego rewolucyonistę zarówno w oczach socyjalistów jak też prawowiernych ekonomistów. Z tego też powodu nigdym nie uczestniczył w krzykach, jakoby „zdradził“ rewolucyę. Nie jego to wina, że pierwotnie nie pojęli go inni ani też on sam, i że nie dotrzymał nieuzasadnionych nadziei.
W „Filozofii Ubóstwa“, w przeciwieństwie do „Co to jest własność“, wszystkie wady Proudhona występują w sposób bardzo dlań niekorzystny. Styl często odpowiada temu, co francuzi zowią „ampoule“. Patetyczne spekulacyjne bzdurzenie, mające niby przedstawiać niemiecko-filozoficzny wykład, występuje, ilekroć Proudhonowi zabraknie na francuzkim dowcipie. Ton dzieła przypomina przekupkę i jej hymny na cześć jej towaru; szczególniej zaś dźwięczy w uchu bynajmniej nie orzeźwiające wielbienie i fałszywe kokietowanie z „nauką“. Miasto rzeczywistego ciepła, co na wskroś przenika pierwsze dzieło, przywdziewa on na się systematycznie w niektórych miejscach szatę mamiącego gorąca. Do tego dodajmy wstrętne popisywanie się z erudycyą, właściwe tym samoukom, którzy postradali naturalne roszczenie do samodzielności ducha, atoli uroili sobie, że, jako dorobkiewicze w dziedzinie wiedzy, powinni się chlubić z tego, czego nic posiadają i czem przestali być. Następnie małomieszczańskie pojmowanie rzeczy, w sposób brutalny napadające — napaść ani dowcipna ani głębokomyślna, a nadto nieuprawniona — na Cabeta, męża zasługującego na szacunek dla swej podstawy względem proletaryatu, a jednocześnie ugrzecznione dla takiego np. Dunoyera (zresztą „radcy stanu“), jakkolwiek całe znaczenie Dunoyera polega na komicznej powadze, z jaką w trzech grubych i nie do zniesienia nudnych tomach głosi rygoryzm, o którym Helwecyusz wyrzekł: „On veut que les malheureux soient parfaits“.
Rewolucyja lutowa zastała Proudhona zaiste nieprzygotowanym; na kilka bowiem tygodni przed nią dowodził niezbicie, że „gorączka rewolucyjna“ minęła na zawsze. Jego wystąpienie w zgromadzeniu narodowem, jakkolwiek wykazało całe jego niepojmowanie bieżącej
Strona:PL Marks - Pisma pomniejsze 1.pdf/38
Wygląd
Ta strona została przepisana.