Strona:PL Marks - Pisma pomniejsze 1.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

eszcze nawet wtedy, gdy wszystko jedynie zkądinąd zapożycza, występuje Proudhon samodzielne; że wszystko, co powiada, stanowi dlań i dla innych rzecz nową.
Wybujała zuchwałość, rzucająca się na największe ekonomiczne „świętości“, wspaniale paradoksy, pod ciężarem których ugina się zdrowy rozum mieszczański, porywające sądy, gorzka ironia, tu i owdzie przeglądające rzeczywiste i głębokie uczucie oburzenia na widok sromotnej teraźniejszości, rewolucyjna powaga — dzięki temu wszystkiemu dzieło „Co to jest własność“ podziałało elektryzująco i wywarło znaczny wpływ w pierwszem swem wydaniu. W ściśle naukowej historyi ekonomii politycznej dzieło to zaledwie zasługuje wzmianki. Ale tego rodzaju sensacyjne dzieła taką samą odgrywają rolę w nauce jak i w literaturze beletrystycznej. Weźmy dla przykładu dzieło Malthusa o ludności. W pierwszem swem wydaniu jest jeno sensacyjnym pamfletem — „sensational pamphlet“, a nadto plagiatem do joty. A jednak jaką podnietę dał ten paszkwil na rodzaj ludzki!
Gdybym miał dziełko Proudhona pod ręką, z łatwością wykazałbym na kilku przykładach jego najgłówniejsze cechy. W rozdziałach, które sam uważa za najgłówniejsze, trzyma się on antynomij kantowskich — Kant był to jedyny naówczas znany mu z tłomaczeń filozof niemiecki — i pozostawia wrażenie, jakoby narówni z Kantem uważał rozwiązanie antynomij za rzecz „niedostępną“ rozumowi ludzkiemu, t. j. za cóś, względem czego jego własny rozum pozostaje w niewiadomości.
A jednak, pomimo całego pozornego zniweczenia wszystkich powag, już w dziele „Co to jest własność“ odnajdujemy sprzeczność; mianowicie: z jednej strony Proudhon krytykuje społeczeństwo ze stanowiska i oczyma drobnego chłopa francuzkiego (a później drobnego mieszczanina — petit bourgeois), z drugiej strony do tego społeczeństwa używa skali, którą pozostawili po sobie socyjaliści.
Braki dzieła wykazuje już sam tytuł. Do takiego stopnia fałszywie zostało postawionem pytanie, że nie sposób było na nie odpowiedzieć należycie. Starożytne „stosunki własnościowe“ rozpłynęły się w feudalnych, a te w „mieszczańskich“. Same dzieje skrytykowały dawne powstanie własności. Proudhonowi chodziło o obecną, nowożytno-mieszczańską własność. Na pytanie, czem jest ona, można było udzielić odpowiedź jedynie przez krytyczny rozbiór „ekonomii politycznej“, która zawarła w sobie ogół tych stosunków własnościowych nie w ich prawnej postaci jako objawów woli, ale w ich realnym kształcie, t. j. jako stosunków produkcji. Kiedy Proudhon już raz cały ogół tych stosunków ekonomicznych uwikłał w ogólnem prawnem pojęciu „własności“, wtedy nie mógł wybiedz po za odpowiedź, udzieloną w tych samych słowach i w podobnej broszurze przez Brissota jeszcze przed rokiem 1789, mianowicie po za odpowiedź, że „własność jest kradzieżą“.
W najlepszym razie wynika ztąd jedynie, że mieszczańsko-prawne pojęcia o „kradzieży“ rozciągają się też i na „uczciwy“ zarobek mieszczanina. Z drugiej znów strony, ponieważ „kradzież“, będąc gwałtem, popełnionym na własności, z góry już przypuszcza własność, uwikłał się przeto Proudhon w wszelkiego rodzaju dlań samego niejasne przywidzenia co do rzeczywistej własności mieszczańskiej.