Strona:PL Mark Twain - Przygody Hucka 01.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miejsca, które już znam... Wygodniej mi będzie niż pieszo.
Zatoczka była w pobliżu budy, więc ciągle mi się wydawało, że słyszę tatkę. Ledwie, żem po ukryciu łodzi na brzeg wyskoczył, patrzę, a tatko, stojąc na ścieżce, celuje do jakiegoś ptaka. Nie widział ani mnie, ani łodzi.
Gdyśmy się zrównali, zwymyślał mnie trochę, że nic nie robię, alem odpowiedział, że wpadłem w rzekę i dlategom wędek nie obejrzał. Wiedziałem, że nie ujdzie jego oka zmoczone moje ubranie i że zaraz zapyta o przyczynę. Zdjąwszy z wędek pięć ryb sporych, poszliśmy zaraz na śniadanie.
Tatko, posiliwszy się, rzekł do mnie:
— Jeżeli ten jakiś człowiek przyjdzie jeszcze do naszej budy, obudź mnie natychmiast... Rozumiesz? On pewno coś złego zamierza. Od czego strzelba? Pamiętaj, żebyś mnie zbudził!
To mówiąc zasnął, ale to właśnie, co powiedział, nasunęło mi pomysł.
Wstawszy około południa, poszliśmy z tatką na brzeg rzeki. Woda wartkim płynęła prądem, niosąc na wezbranej fali mnóstwo drzewa. Patrzymy, aż tu nadpływa dziewięć bali, spojonych w tratwę. Podpłynęliśmy ku nim czółenkiem i przyciągnęli do brzegu. Potem obiad. Kto inny, nie tatko, byłby tu już przeczekał dzień cały, pilnując, czy czego więcej nie złowi; ale tatko nie taki. Dosyć mu było na dziś dziewięciu bali; śpieszył do miasta, żeby je sprzedać. Zamknął mnie więc i wsiadłszy w swoje czółenko, do którego przywiązał bale, około pół do trzeciej popłynął do miasta. Pewien byłem, że nie powróci tej