Strona:PL Marivaux - Komedye.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

(Arlekin posuwa się na przód sceny i podskakuje w górę trzymając chusteczkę Sylwii; przyciska ją do piersi, kładzie się i tarza po niej; wszystko w sposób nader ucieszny).
WRÓŻKA do Trywelina. Co to wszystko ma znaczyć? Coś mi się to wydaje szczególne. Skąd on wziął tę chusteczkę? Może moją znalazł gdzieś przypadkiem? Ach, gdyby tak było, Trywelinie, wszystkie te wybryki byłyby dobrą wróżbą.
TRYWELIN. Założyłbym się, że to jakiś kawał szmatki napojonej piżmem.
WRÓŻKA. Och, nie. Muszę z nim pomówić; ale oddalmy się nieco, aby udać że właśnie przybywamy. (Oddala się o kilka kroków).
ARLEKIN przechadza się śpiewając. Tra-la-la-la, tra-la-la-la.
WRÓŻKA. Dzień dobry, Arlekinie.
ARLEKIN, składając przesadny ukłon i wciskając chusteczkę pod ramię. Jestem pani najuniżeńszym sługą.
WRÓŻKA, na stronie, do Trywelina. Cóż to? co za dworność! Odkąd tu bawi, jeszcze nie słyszałam odeń czegoś podobnego!
ARLEKIN do wróżki. Pani, czy byłabyś tak łaskawą raczyć mi powiedzieć, jak to jest kiedy się kocha jakąś osobę?
WRÓŻKA, w zachwycie, do Trywelina. Trywelinie, czy słyszysz? (do Arlekina) Ktoś kto