Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Z głuszy.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdzie go kres zastanie, on zostać musi, jako liść co opada, czas swój odbywszy.
Nie zwrócił Jasiek z drogi, gdy go zgroza i strach za piersi chwyciły, nie zawrócił, gdy śpiewał.
W ową noc cichą kresu dobiegł.
Nie wyminął rozdroża, tylko na niem pozostał już na wieki.
Teraz gdy jesień zasuszy liście dębowe i odkryje konary, widać na jednym długie pasmo konopne, wystrzępione i przebutwiałe, jak owe sznury po dzwonnicach cmentarnych, które często niewidzialne dłonie targają niesfornie.
Wicher to pasmo porusza monotonnie, ale żaden się dzwon nie odzywa.