Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Z głuszy.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kim targu 74 złote i trzy beczki owsa. Ano postawiłem na swojem!«
»Kupiłem Monice racymory u tatara, ale powiada, że mnie oszukali. Kobietom nigdy nie dogodzisz«.
10-go marca. »Przyleciały skowronki. Był na maryaszu Zaleski, przebąkiwał o córce, ale Józefa nie było w pokoju. Mnie się zdaje, że on skorzystał z mego zajęcia i smalił cholewki do Benisi. Przy wieczerzy obojgu im źle z oczu patrzało! Rany Pańskie — jaka to młodzież teraz! Ni to do rady, ni do pracy, ni do myśli. Bąki zbijać, wodę palić, w głowie wiatr, w kieszeni wiatr, w sercu wiatr. Za naszych czasów inny rygor był, ano — i my lepsi byli«.
15-go marca. »Stało się, com myślał. Monika zastąpiła mnie dzisiaj! Tyran jesteś! Ja? Okrutnik! Ja? Wyrodny ojciec! Ja? Opamiętaj się kobieto! Toć trzydzieści lat żyjemy z sobą, a ty mi to dzisiaj powiadasz.
»Ale co to! Niewieście do rozsądku mówić, to jak cyganowi do sumieina. Co prawda — ja swej jejmości zawsze słucham, ale wedle przykazania swój rozum mam.
»Więc tedy woła: Zabijasz mi dziecko! Toć i moje. Żywcem go w grób tu grzebiesz! Najbiedniejszy coś ma — a on co!
»Ma to, co i ja. Niech statkuje i pracuje. A ona na to: Co się jegomość do niego równasz.