Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ryngraf.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na wzmiankę sromu młodzieniec, jak strzałą ugodzony, podskoczył.
— Milcz, na Boga! Nie rzucaj mi sromu w twarz, bo zapomnę, żeś brat!
— Tyś już dawno zapomniał i podeptał wszelkie węzły! Ja dziś nie jako twój brat przychodzę, ale jako zwierzchnik po zbiegłego żołnierza, jako brat po honor siostry. Chodź za mną!
— Nie! — odparł krótko Stanisław, zacinając się w uporze.
Konstanty jakby nie dosłyszał protestu, założył ręce na piersi i mówił dalej:
— Zostawiłeś za sobą kraj... Gniazdo, które cię wychowało... Kobietę, która ci oddała duszę. Poprzysiągłeś, że ziścisz te wszystkie nadzieje, a ja poprzysiągłem, że cię przeprowadzę przez wojny i pożogi całym i dzielnym... I oto cię tutaj szukać muszę, tutaj zastaję renegata.
Zachwiał się mu głos, ale wnet znowu stwardniał.
— Raz ostatni przychodzę po ciebie, raz ostatni przebaczam i podaję dłoń do powitania. Słuchaj. Jutro o południu pułk stanie do walki. Jutro o południu ty być tam powinieneś na stanowisku u sztandaru, i albo zapomnieć żądzy i wrócić do nas, albo zginąć z honorem..! Nad rzeką spotkamy się z angli-