Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ryngraf.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie wyznaczonej z jednym służącym. Czyńcie, jakbyśmy nie istnieli! Choćby Mora nawet był u was, może pozostać spokojnie przy naszej opiece.
Skłonił się raz jeszcze i wyszedł, życząc im spokojnej nocy.
W sieni czekały na niego raporty i kurjer od pułku z rozkazem, aby już, skoro świt, wyruszył dla złączenia się z głównym sztabem.
Wydał rozporządzenia, jeszcze raz powtórzył zakaz gwałtów i nadużyć w miasteczku i zamknął się w pokoju.
Szaro już było. Zamiast spocząć, usiadł przy olejnej lampce, wydobył „Plutarcha“ i, wstrząsany tysiącem gorączkowych myśli, począł czytać półgłosem Brutusowe czyny, wypogadzając się dziwnie pod wrażeniem nadludzkich poświęceń i bohaterstwa. Było zupełnie ciemno, gdy mu ordynans zameldował Zołoszkę.
Stary podoficer wszedł zaraz potem i z mazurska zaraportował:
— Znaleźliźwa scelinę w murze, krzakami okrytą. Gruda tam się ostał na straży, a ja se wróciłem. Zreśtą nigdzie ni bramy, ni furty. Calusieńki mur i okrutnie wysoki.
— Nikt was nie dojrzał?