Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bardziej takie chwile nudy, pustki i osłabiającego wolę i czynność rozmarzenia.
Ocknął się, słysząc ruch w sąsiednim pokoju, jak winowajca porwał następny arkusz i przeczytał nagłówek, gdy drzwi się otworzyły i wszedł sam hrabia ordynat.
Nigdy prawie w zarządzie nie bywał, więc Niemirycz zdumiał.
Hrabia drzwi starannie zamknął. Zaabsorbowany był, markotny, chmurny.
Niemirycz ukłonił się, usunął na bok i czekał.
— Witam pana. Mam wielką troskę. Czy nas tu nikt nie słyszy?
— Nie.
— Zwracam się do pana jako do przyjaciela, bo mi chodzi o usługę w sprawie bardzo przykrej, rodzinnej i poufnej.
— Tajemnice pana hrabiego uważam za własne, a służę całem sercem zawsze.
— Ja też wprost poszedłem w mej trosce do pana. Mam z Andrzejem okropną awanturę. Wpadł w jakąś szajkę oszustów i graczy. Narobił długów; co gorsza, wplątał się w stosunki z awanturnicą, która mi grozi procesem i skandalem, jeśli nie zezwolę na małżeństwo. Cały ten pasztet zwalił mi się dziś na głowę. Masz, czytaj pan! Nie mogę nawet żonie wspomnieć, ani sam w to się mieszać, ani obcych wtajemniczać, ani sądownie się bronić. Jestem najzupełniej bezsilny.
Hrabia rzucił na stół dwa listy i sam upadł na fotel. Niemirycz począł czytać. Zapanowało długie milczenie. Wreszcie Niemirycz rzekł jakimś głosem głuchym: