Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

śladami Jego stup idzie jako wyznawca, duchem Jego żywy, literą nie zabity.“
— Chciałabym tego księdza poznać — rzekła Jaśka.
— Pozna go pani, jeśli kiedy będzie w Warszawie. Wszak pani tam bywa?
— Co roku jesienią, po zapas książek. Stryj mnie wtedy zastępuje w biurze, a ja przez tydzień żyję wśród ludzi i ich rozrywek.
— Sama pani tam bywa?
— Czasami z Jadwinią, jeśli jej ojciec raczy dać urlop. Zwykle sama.
— Pani mnie raczy sobie za następnej bytności przypomnieć i pozwoli sobie odsłużyć tutaj doznaną gościnność. Było mi tu tak dobrze, jakbym odnalazł dawno niewidzianych przyjaciół.
— Bo możeśmy się znali i przyjaźnili w poprzedniem życiu — rzekła z uśmiechem. — A w teraźniejszem spotkamy się jeszcze często w Warszawie i gdzieindziej. Powiem panu jutro „dowidzenia“ i nieraz to w życiu powtórzę.
— Ano, służąc jednym panom, to możliwe — odparł. — Jam ani śnił, żebym te strony kiedykolwiek oglądał.
— Podobały się panu? — spytała, patrząc mu w oczy.
— Oryginalne i tak bardzo inne od tego, co znam — odpowiedział spokojnie.
Wypłynęli na jezioro wprost Mehecza. Słońce dopiekało na wielkiej tafli odkrytej.
— Jesteśmy w domu — rzekła, wiosłując silniej. A w duchu pomyślała: